Bardiów leży tylko 30 km od Krynicy ale oba miasta dzieli około 500 lat. W 1412 roku król Zygmunt Luksemburski, ten sam który usiłował razem z Konradem Wallenrodem podzielić Polskę i partaczył kolejne wojny z Turkami oddał miasto w zastaw polskiemu szlachcicowi za 13.000 złotych. Chociaż Zygmunt był królem niemieckim Świętego Cesarstwa Rzymskiego, czyli takiej ówczesnej Unii Europejskiej to za Bardejów zamiast euro zażądał solidnej zapłaty w złotych. Tak naprawdę były to złote dukaty, wymyślone i wprowadzone do obiegu przez obrotnych Wenecjan. Jeden dukat zawierał 3,43 g czystego złota o próbie 986, zatem moneta jednodukatowa ważyła 3,48 g. Dla porównania, stop miedzioniklu zwany dla niepoznaki złotówką waży 5 gramów.
13.000 średniowiecznych dukatów daje razem 44,6 kg złota. Wartość zawartego w nich kruszcu przeliczona po kursie 1.800 za uncję to około 2,8 mln dzisiejszych dolarów. Można powiedzieć, że ów Balicki, który kupił miasto od wydającego na coraz to nowe krucjaty Zygmunta Luksemburskiego zrobił świetny interes. Gdybyż to dzisiaj można było za tyle kupić rynek w Bardejowie… Niestety, następny władca Węgier, Maciej Korwin unieważnił transakcję i miasto leży do dziś po słowackiej stronie.
Nie zachowały się dowody na to, że oddał zastaw, gdyby zatem mieszkańcy Bardiowa chcieli zamienić euro na złotego, to powrót do dealu sprzed sześciuset lat wydaje się możliwy. Teoretycznie, rzecz jasna.
Bardejów był również świadkiem ważnej acz zapomnianej bitwy w historii jagiellońskiej Polski. W czasie toczonej przez króla Władysława wojnie z zakonem krzyżackim osłabienie południowej flanki Rzeczpospolitej postanowił wykorzystać Ścibor ze Ściborzyc, zaufany Zygmunta Luksemburskiego. Najechał nasze południowe ziemie i złupił Stary i Nowy Sącz. Małopolskie rycerstwo pobiło go właśnie w grudniu 1410 roku pod Bardiowem. Ścibor to ciekawa postać, którą mogliby wykorzystać w swojej polityce historycznej Słowacy. Usynowili już Maurycego Beniowskiego, nie mówiąc o Juraju Janosiku, przyjdzie pewnie czas i na Ścibora. Pan na 31 zamkach, dyplomata, ale i rycerz co się od rabunku nie wzbraniał. Negocjował z Jagiełłą, układał się z Krzyżakami i uczestniczył w soborze w Konstancji. Był jednym z najbogatszych arystokratów w Europie, władał Siedmiogrodem, miał na własność całą dolinę Wagu i część Wielkopolski. Wymarzył sobie pochówek w specjalnie wybudowanej w tym celu kaplicy przy kościele św. Katarzyny na krakowskim Kazimierzu ale jego kości spoczęły w Szekesfehervar. No i był do tego jednym z członków Zakonu Smoka.
Ta ekskluzywna organizacja największych tuzów epoki stawiała sobie za cel obronę chrześcijaństwa przed potęgą Imperium Osmańskiego. Zakon Smoka założył 12.12.1408 roku Zygmunt Luksemburski. Przez większość swojego życia koncentrował się na scalaniu podzielonego chrześcijańskiego świata, ale ta idee fixe najprawdopodobniej była tylko opowieścią dla możnych i ludu skrywającą prawdziwe cele króla – budowę pozycji własnej i rodu Luksemburgów. Nieudane wojny, które toczył z Turkami kosztowały wiele i dlatego nakładał coraz to nowe podatki i zastawiał miasta takie jak Bardejów. Walczył z husytami, a Rzeczpospolitą próbował w początkach XIV wieku podzielić pomiędzy Rzeszę, Węgry i Krzyżaków. Żeby było zabawniej, najgłośniej ten plan oprotestowali ci ostatni. Ech, ta krzyżacka pewność siebie…Potem dostali łupnia pod Grunwaldem, a Zygmunt zaproponował Jagielle, z którym wcześniej wojował, członkostwo w najbardziej elitarnym klubie Cesarstwa w tych czasach – Zakonie Smoka. Należało do niego 24 królów i książąt. Działalność zakonu, jak każdego szanującego się tajemniczego stowarzyszenia rodziła wiele spekulacji i plotek. Organizacja ta nie została nigdy formalnie rozwiązana, więc gdyby ktoś chciał poszukać w historii symbolu łączącego Europę od Londynu po Saragossę i od Gdańska po Dubrownik, to smok ziejący ogniem jest do wzięcia.
Dzisiaj zamiast smoków w Bardejowie spoglądają na nas wyrzeźbione w lipowym drewnie chimery w monumentalnym kościele pw. św. Idziego ( czyli po słowacku „domu sv. Egidia”). Patrzą ze zwieńczenia ław na jedenaście skrzydłowych ołtarzy z lat 1460-1520, stojących niezmiennie na swoich pierwotnych miejscach do dzisiejszych dni. Tylko główny ołtarz św. Egidia to neogotyk z 1878 roku. Z oryginału, wyrzeźbionego przez Jakuba z Sącza zachowała się jedynie figura głównego patrona świątyni, stojąca dzisiaj w kaplicy Panny Marii po prawej stronie głównego ołtarza. Kościół stoi na miejscu dawnego klasztoru, założonego przez cystersów przybyłych z Koprzywnicy obok Sandomierza, a przed wejściem ustawiono dwa średniowieczne dzwony – jeden z nich, o nazwie Urban odlewał niejaki Jan z Tarnowa.
Budowla emanuje rodzajem radosnego spokoju. Ta często nadużywana figura o „emanacji’, akurat przypadku bardejowskiej bazyliki oddaje atmosferę panującą we wnętrzu kościoła. Być może to kwestia stylistycznej jednorodności wnętrza wzmocnionej strzelistymi pinaklami pastoforium, a może to tylko wrażenie spotęgowane światłem przefiltrowanym przez gotyckie okna. Warto w każdym razie w spokoju pospacerować po świątyni oglądając biblijne sceny, rzeźbione w piaskowcu i lipowym drewnie figury świętych i opalizujące starym złotem średniowieczne malowidła. Najpiękniejszy jest chyba ołtarz Narodzenia Pańskiego ale i w pozostałych można znaleźć oryginalne i miłe dla oka fragmenty. Stanowią one dowód na wysokie umiejętności rodzimych artystów i snycerzy przybyłych być może ze Śląska, Małopolski, Węgier lub nawet dalekiej Italii. Po pracy mogli popijając tokaj w karczmach przy Rynku porozmawiać jak artysta z artystą. Miasto, nie dość, że miało prawo składu wina to w dodatku zarządzało 14 wioskami zajmującymi się uprawą winorośli. Dzisiaj przy Hviezdoslavovej prowadzącej w stronę uliczki Johna Lennona znajduje się „sklad sudowych tokajskich vin”.
Rynek czyli Radničné námestie, w średniowieczu zapewne pełen kramów i warsztatów plac targowy, dziś zmienił się w pustą brukowaną przestrzeń otoczoną dobrze zachowanymi gotyckimi i renesansowymi kamienicami. Na samym szczycie pochyłego placu jest ławka ocieniona drzewem. Widok na przechodzące dorodne słowackie dziewczyny zamyka z prawej strony jedynie stary ratusz z 1505 roku- budynek kształtem przypominający domki rysowane przez przedszkolaki.
Zainteresowani dziejami miasta mogą odwiedzić mieszczące się w nim Muzeum Szaryskie i Muzeum Historii Bardejowa. To co było przekleństwem mieszkańców przez 300 lat z okładem – powolny upadek spowodowany przez wojny węgiersko-habsburskie, powracające epidemie i powtarzające się pożary – spowodowało zachowanie prawie nietkniętego urbanistycznego układu z czasów największej świetności miasta. Nawet doprowadzenie pod koniec XIX wieku linii kolejowej z Preszowa nie stało się impulsem rozwoju – liczba zamieszkujących Bardejov Słowaków, Węgrów, Niemców i Żydów była mniej więcej taka sama jak w 1510 roku. Dopiero po administracyjnym przyłączeniu do miasta okolicznych osad władza mogła się pochwalić imponującą jak na tutejsze warunki liczbą 33 tysięcy mieszkańców. A i tak wszyscy zamieszkujący Starówkę z łatwością mieszczą się na Zimnim Stadionie, na którym swoje mecze rozgrywa drugoligowa drużyna hokejowa HC 46 Bardejov.
Spacer po murach obronnych to dobry pomysł na słoneczny dzień. Wraz z dwoma bramami, basztami i barbakanem tworzą one najlepiej zachowany na Słowacji system fortyfikacji miejskich. Wzdłuż łuku, na północ od Bramy Zachodniej można zobaczyć gotycko-renesansowy Skład Soli. To tutaj, na długo zanim wynaleziono lodówki przechowywano „białe złoto” z kopalń w Bochni i Wieliczce. Na Węgry jechała sól, do Rzeczpospolitej wino, a miejscy kupcy zarabiali na obu towarach. O pomyślność i złote interesy modlili się nie tylko w katolickich i ewangelickich kościołach, ale również w synagodze i w cerkwi. Prawosławie na tych terenach wyznawane było głównie przez ludność wiejską. W okolicy można zwiedzić drewniane świątynie w pobliskich Bodrużalu, Ladomirowej , Krivej, Lukov-Venecii czy Trocanach. Gdyby ktoś miał ochotę zanurzyć się w świat ortodoksyjnej mistyki, to może odwiedzić Muzeum Ikon mieszczące się przy uliczce odchodzącej w górę od rynku. Jest to kolekcja świętych obrazów przeniesionych z okolicznych cerkwi. Przed oczami przesuwają się brodate twarze, zachwyca paradne nakrycie głowy św. Aarona, a błękitny kolor desek rokokowego ikonostasu przypomina o podstawowym zadaniu jakie stawiano artystom: ikona miała być łącznikiem Nieba z Ziemią.