1. Wycieczka statkiem po porcie
Obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć fenomen tego miasta. Hamburg to drugi w Europie port, zajmujący się przeładunkiem kontenerów, towarów masowych i wszelkiego rodzaju drobnicy. Ściga się o palmę, a raczej żurawia pierwszeństwa z Rotterdamem i dzięki sprytnej polityce Niemiec, inwestycjom i jakości oferty jest coraz bliżej miejsca na szczycie. W 2014 roku przeładowano tutaj 9,7 mln TEU (standardowych kontenerów 20-stopowych), co jak łatwo policzyć daje 26 tysięcy sztuk dziennie. Zarządzanie taką liczbą towarów to prawdziwe wyzwanie logistyczne. Nic dziwnego, że hamburski port zatrudnia 150 tysięcy osób.
Statki wycieczkowe cumują przy nabrzeżu Landungsbrucken. Jeśli kupiło się tygodniowy bilet HVV Wochenkarte Großbereich to należy pamiętać, że obejmuje on także kursy promami HADAG-Hafenfähren. To inna możliwość zobaczenia urządzeń portowych i panoramy miasta z wody. Trzeba tylko zdawać sobie sprawę, że prom to taki wodny tramwaj służący głównie mieszkańcom. W przeciwieństwie do statku płynie szybko i zatrzymuje się na przystankach. Rejsy wycieczkowe po Łabie odbywają się dosyć często, wystarczy kupić bilet w budce przy nabrzeżu i odczekać chwilę aby zaokrętować się z innymi turystami. Statek płynie pod terminal przeładunkowy z majestatycznymi portowymi żurawiami, aby potem wykręcić w stronę widoków na przebudowane na biurowce i mieszkania stare spichlerze, salę widowiskową przypominającą kształtem hełm żołnierza Wehrmachtu, błyszczące szklanymi powierzchniami siedziby Unilevera, czy NSC i inne budynki powstającego Hafencity.
Z pokładu widać świetnie nową dumę miasta i symbol hamburskiej prosperity ostatnich lat – Elbphilharmonie. Budowa nowoczesnej filharmonii ma być ukończona w 2017 roku. Fantazyjna szklana fasada zastąpi dawną wizytówkę miasta – 132 metrową wieżę kościoła św. Michała. Obydwie budowle będzie łączyć muzyka i wspaniała akustyka wnętrza.
Choć wymiana handlowa nie jest jest grą o sumie zerowej, to trudno pozbyć się natrętnej refleksji, że dynamiczny rozwój Hamburga w ostatnich latach odbywał się kosztem między innymi naszych portów. Liczba odprawionych z terminali przeładunkowych nad Łabą towarów do Polski wzrosła w 2014 roku o 22%. Do niedawna to Hamburg był tak naprawdę największym polskim portem kontenerowym. Polscy importerzy rezygnują z rodzimych portów na rzecz odprawy towarów w Niemczech nawet nie z powodu cen (te w Hamburgu są nieco wyższe) lecz jakości i szybkości pracy tutejszych usługodawców. Sposób działania polskich celników i służb weterynaryjnych to często typowa urzędnicza upierdliwość i kompletne niezrozumienie istotności powiedzenia „czas to pieniądz”. Hamburskie agencje celne zatrudniają zatem polskojęzycznych pracowników. Importowane, głównie z Chin (1/3 obrotów portu) dobra są przeładowywane do TIR’ów i wagonów kolejowych, po czym jadą dalej do magazynów i fabryk. Oczywiście ruch odbywa się również w drugą stronę, a podatki od przychodów zasilają miejską kasę.
2. Wizyta w Miniatur Wunderland
W zasadzie to powinien być numer 1. Gdyby to był ranking, ale to tylko lista subiektywnych wspomnień. Jedna z większych atrakcji miasta. Ba, całych Północnych Niemiec. Realizacja marzeń z dzieciństwa i dorosłych rojeń o pełnej kontroli nad własnym, zbudowanym zgodnie ze swoimi upodobaniami światem. Nazwa precyzyjnie oddaje charakter miejsca. Kraina Cudów. Trzy godziny to minimum, może się zdarzyć, że zostaniecie tu na cały dzień. Dla wszystkich małych i dużych chłopców, czyli wszystkich mężczyzn z planety Ziemia.
Wystawa składa się z 8 sekcji na 6,400 m2 powierzchni. Twórcy planują powiększenie ekspozycji do 10.000 m2. Na dwóch piętrach można oglądać Harz, Knuffingen i Alpy Austriackie z jeżdżącymi miniaturowymi pociągami, wzywaną do wypadku strażą pożarną, Hamburg i jego portowe nadbrzeże w akcji, potem Wielki Kanion, Las Vegas w dzień i w nocy, Miami, start promu kosmicznego i inne amerykańskie rozrywki. Do tego dochodzi Skandynawia, miasta w szwajcarskich Alpach, Włochy i olbrzymia makieta lotniska Knuffingen z symulacją ruchu lotniczego. Wszystko z jeżdżącymi pociągami, samochodami, kolejkami górskimi i pełne zabawnych scenek i postaci. Aby uniknąć stania w kolejce bilet warto kupić z wyprzedzeniem.
film z MW Hamburg
3. Wejście na mostek w Speicherstadt.
Taki Hamburg z okresu dynamicznego rozwoju w zjednoczonej przez Bismarcka Rzeszy. Niegdyś niezależne hanzeatyckie miasto, handlowymi koneksjami powiązane z Imperium Brytyjskim po wchłonięciu przez Wielkie Niemcy musiało zgodzić się na tzw. Zollanschluss. Po formalnych traktatach z 1888 Hamburg stał się „wolnym portem” będącym częścią niemieckiego obszaru celnego. W epoce pary i żelaza pochodzące z dawnych czasów budowle nadbrzeża przestały spełniać swoje funkcje. Rozwój technologii i zmiany na mapie politycznej wymusiły konieczność przebudowy portu. Tak powstał zespół spichrzów (speicher) zbudowanych w (jak piszą w skrupulatnym niemieckim przewodniku) wilhelmińskim neogotyku ceglanym. Przesiedlono stąd 20.000 ludzi, których tak stłoczono, że z powodu fatalnych warunków mieszkaniowych wybuchła wśród nich epidemia. Jak widać postęp zawsze wymaga ofiar, szczególnie w Niemczech.
Pięciopiętrowe magazyny posadowione są na dębowych palach. Budynki były wyposażone w dźwigi umożliwiające wyładunek towarów wprost z barek. W latach użytkowania przechowywano w nich zboże, kawę, herbatę, przyprawy i tytoń, część powierzchni jest zresztą nadal wykorzystywana w tych samych celach. W czasie wojny alianckie naloty dywanowe zniszczyły połowę budynków w Speicherstadt. Na ich miejscu powstał Hanseatic Trade Center. Dzisiaj za to firmy działające w Mieście Spichrzów odpowiadają za jedną trzecią światowego handlu dywanów. Oprócz nich rozlokowały się tutaj inne firmy kupujące tanio i sprzedające drogo a także kilka muzeów i last, but not least Miniatur Wunderland. Tak jak sto lat temu z okładem budowa ceglanych, zdobionych terakotą magazynów zmieniła wygląd starego portu, tak dzisiaj pełne szkła i stali HafenCity zmienia oblicze Speicherstadt.
4. Zjedzenie bułki ze śledziem.
Niby prosta, a jednak trudna rzecz. Teoretycznie w portowym mieście, kilkanaście kilometrów od Bałtyku, pełnego śledzia, zjedzenie owego klasyka powinno być łatwe jak bułka z masłem. A w zasadzie jak bułka z kebabem. W Hamburgu również, tak jak u nas, o wiele łatwiej jest przekąsić tym nowym polskim daniem narodowym niż ugasić głód rybką na węglowodanach. Trzeba trochę się postarać ale w końcu chcieć to móc.
5. Spacer od Hauptbanhoff do Gansemarkt przez plac Ratuszowy.
To co pozostało ze starego Hamburga w pigułce. Samo centrum miasta, pełne eleganckich sklepów, ceglanych kamienic i tłumu różnokolorowych przechodniów. Haupbahnhof, przelotowy dworzec, z peronami zbudowanymi w wykopie jest również ważnym punktem przesiadkowym komunikacji miejskiej. Szczególnie tutaj widać, że jedna trzecia mieszkańców tej prawie dwumilionowej metropolii to przybysze spoza Niemiec.
W centrum miasta próżno szukać budowli z czasów hanzeatyckiej świetności. Stare miasto w znacznej części spłonęło w olbrzymim pożarze w 1842, a reszty zniszczeń dokonały brytyjskie bombowce 27 lipca 1943 roku. Ofiary bombardowań upamiętnia pomnik przy placu Ratuszowym.
Idąc od strony dworca można wybrać Spitalerstrasse, przy której mieści się sklep Lego ale jeśli jest się miłośnkiem przygód Bonda należy koniecznie pójść handlowym deptakiem Mönckebergstraße. To właśnie tutaj Pierce Brosnan w „Tommorow Never Dies” wjeżdża w witrynę wypożyczalni Avis w Galerii Kaufhof swoim nafaszerowanym gadżetami Q BMX 750.
Sam ratusz to gigantyczna neogotycka budowla z piaskowca zwieńczona stojącymi między oknami figurami dwudziestu cesarzy Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Można pomachać Ottonowi III, temu, który w Gnieźnie dał w prezencie Chrobremu kopię włóczni św. Maurycego i gwóźdź z Krzyża Pańskiego.
6. Jogging nad Alstersee.
Hamburg to miasto wody i zieleni, co stanowi o jego uroku. W XIII w. spiętrzono wody małej rzeczki i jej kilku dopływów. W ten oto sposób w środku miasta powstało jezioro Alster. Jest to obecnie ulubione miejsce miłośników sportów wodnych a otaczające akwen tereny zielone wieczorami i w weekendy wypełniają się spacerowiczami i wyznawcami biegactwa. W okolicznych ulicach stoją wille kupieckich rodzin i rezydencje medialnych gwiazd. Nie jest to tak ekskluzywna dzielnica jak nadłabska Blankenese ale w powietrzu czuć zapach starych i nowych pieniędzy.
Po przebieżce można uzupełnić płyny „Alsterwasser”. To nie woda z jeziora lecz piwo z lemoniadą – całkiem orzeźwiający zestaw na upalne dni. Po jeziorze można również popływać statkiem parowym, tzw. Alsterdampfer. Odpływają one wielokrotnie w ciągu dnia z promenady Jungfernstieg w rejs po jeziorze i kanałach wodnych, zapewniając widok na miasto i słynny Hotel Atlantic, ten sam z którego uciekał przed łobuzami agent 007 w „Jutro nie umiera nigdy”.
7. Piwo z plastiku w Kiez albo w szklance obok dworca.
Tutejszy Kiez, czyli dzielnica uciech to przede wszystkim St.Pauli. Samo słowo Kiez pochodzi ponoć od chyży. To właśnie Słowianie tworzyli zwarte, mieszkające przez lata w tym samym miejscu skupiska rybaków lub ludzi służących u dworu. Można zatem poczuć się prawie jak u siebie.
Główna ulica St. Pauli to słynna Reeperbahn z odnogami, gdzie można zabawić się w klubach z muzyką i striptizem lub upić się solidnie w którymś z nocnych barów. Albo jedno i drugie. Neony migają kolorami, panienki z okienka zapraszają do skorzystania z ich usług, a na ścianach króluje graffiti. Słowem, miejsce które natchnieni imamowie pokazują swym uczniom jako kliniczny przykład upadku tego co kiedyś było Zachodnią Cywilizacją. Tak jakby miasta portowe nie były od wieków siedliskami łatwego i taniego seksu. Pomimo nadreprezentacji ludzi o podejrzanym wyglądzie i śmieci leżących na chodnikach dzielnica robi wrażenie swego rodzaju wentyla bezpieczeństwa, w którym Niemcy porzucają swój codzienny Ordnung na rzecz weekendowego szaleństwa.
Co nie oznacza, że cały ten wizerunek to sztuczna wydmuszka. Miejsce ma swoisty odrębny styl, można nawet spotkać mieszkańców mających wytatuowaną nazwę dzielnicy na sobie, a lokalny klub St. Pauli słynie z oddania swych fanów. Imprezy bywają tutaj ostre -władze miejskie wydały nawet zakaz sprzedaży alkoholu w szklanych butelkach na tym terenie od piątkowej nocy do niedzielnego poranka.
Kolorowe towarzystwo rządzi również na tyłach Dworca Głównego. Można tu kupić różnego rodzaju wspomagacze dobrego nastroju lub ocenić umiejętności i fantazję mistrzów damskiego i męskiego makijażu. Okolica jest pełna knajp i barów serwujących kuchnię z różnych stron świata. W końcu Hamburg to portowe miasto.
8. Koncert w kościele św. Michała
Nieważne, czy ktoś lubi barokową muzykę, czy też zapada w sen po usłyszeniu pierwszych dźwięków fugi. Brzmienie organów w tym przestronnym i pełnym światła kościele robi potężne wrażenie. W 2009 roku stworzono nowy centralny stół gry i od tego momentu organista ma do dyspozycji konsoletę dającą 145 głosów.
Muzyką kościelną zajmowali się tutaj tacy mistrzowie jak Georg Philipp Telemann czy Carl Philipp Emanuel Bach. Ten drugi syn Jana Sebastiana napisał w 1786 utwór okolicznościowy na uroczystość zakończenia budowy wieży kościelnej. Jej charakterystyczna kopuła dla wpływających do hamburskiego portu marynarzy była przez lata symbolem miasta. Carl Phillip był przedstawicielem rokokowego stylu galant. W porównaniu z twórczością ojca, Johanna Sebastiana Bacha, w większości sakralną, polifoniczną, dzieła C.P.E. Bacha są pełne lekkości i dworskiej elegancji, „hołdujące rodzącym się homofonicznym formom kształtowania myśli muzycznej”. Ojciec zdecydowanie polifon, a syn raczej homofon. Carl Philipp Emanuel Bach uchodzi za jednego z prekursorów stylu Sturm und Drang w muzyce. W pierwszym odruchu kojarzy się to z Drang nach Osten ale w przypadku tego nurtu chodziło o coś zupełnie innego.
Dzisiaj w kościele działa znany chór i równie ceniona orkiestra św. Michała. Terminy koncertów można znaleźć tutaj. Z wieży kościelnej od ponad 250 grany jest hejnał (codziennie o godz. 10:00 i 21:00, a w niedziele o 12:00.), jak widać nie tak często jak w Krakowie, ale można go wysłuchać zagryzając krakauerem.

9. Siedzenie na schodach w Soul Kitchen.
W mieście działa kilkadziesiąt klubów muzycznych rozrzuconych po wszystkich dzielnicach ale „Soul Kitchen” jest tylko jeden. Hamburg to miejsce akcji filmów najlepszego niemieckiego reżysera ostatnich lat, Turka Fatiha Akina. „Na krawędzi” i „Głową w mur” zawierają po kilkanaście scen kręconych w mieście, natomiast historia opowiedziana w „Soul Kitchen” w całości została sfilmowana w Hamburgu. Jest to opowieść o miłosnych perypetiach, braterskich relacjach i twardych zasadach prowadzenia restauracyjnego biznesu. Jak zwykle u Akina pełna energetyzującej muzyki, ciepłego humoru i zrozumienia ludzkich słabości. Oryginalny barak z Soul kitchem znajduje się przy Industriestrasse . W okolicy działa również kilka innych klubów z tak zwaną „ciekawą ofertą kulturalną”.
By Bahnmoeller – Own work, CC BY-SA 3.0,
10. Zdjęcie przez siedzibą Axel Springer
Hamburg jest miastem mediów i reklamy. Siedzibę mają tutaj: Gruner+Jahr, Axel Springer, Bauer Media oraz kilka mniejszych spółek medialnych i największa niemiecka agencja prasowa dpa. Podczas robienia fotki z tabliczką „Media kłamią” minie nas pewnie kilka samochodów z rejestracją zaczynającą się od liter HH. Nie są to bynajmniej auta z Hahamburga ani HauptHamburga. Litera H na początku oznacza miasta do dziś określające się jako „miasto hanzeatyckie”. Zatem oznaczenie tablic rejestracyjnych samochodów pierwszą literę H (Hansestadt): HH=Hamburg, HB=Brema, HL=Lubeka, HRO=Rostock, HST=Stralsund, itp.
H jak Hansa i H jak historia.

ee tam